piątek, 25 czerwca 2010

Dom Flory


"Bohaterką kolejnego bestsellera Katie Fforde jest dwudziestoparoletnia Flora Stanza. Po serii nieudanych związków i mało atrakcyjnych dorywczych prac postanawia ona rozpocząć całkiem nowe życie poza Londynem pracując w domu aukcyjnym Stanza & Stanza, w którym właśnie odziedziczyła pięćdziesiąt jeden procent udziałów zapisanych jej przez zmarłego niedawno wuja. Stanza & Stanza prowadzi handel antykami w położonym niedaleko Londynu malowniczym miasteczku Bishopsbridge. Szacowną firmą od lat zajmuje się kuzyn Flory - Charles, który już wcześniej otrzymał w spadku od ojca czterdzieści dziewięć procent udziałów, niestety bez większych finansowych efektów. Tak więc Flora, choć niedoświadczona i bardzo młoda, ma już na starcie przewagę nad nim. I od pierwszego spotkania widać jak bardzo kuzynowi i jego narzeczonej - Annabelle - to nie pasuje i krzyżuje plany."

Autorka nadając orginalne imię głównej postaci, prawdopodobnie chciała zaintrygować. Tylko moim zdaniem, "Dom Flory" brzmi jak opis wiejskiego życia, które w dodatku jest nudne. Rzeczywiście, tytułowa Flora przenosi się na wieś, do nieco zaniedbanego domku letniego. Od tej pory po prostu się CZYTA. Książkę "wchłonęłam" w 2 lub 3 dni i chciałabym więcej. Ani nie jest to nudne, ani banalne- brawa dla autorki. Lekka narracja, z pomysłem, z dowcipem. Flora wykreowana bardzo realnie, nawet czytelnik zyskuje do niej sympatię juz od pierwszych stron książki. Później, miałam wrażenie jakbym ja już znała, jakbym chciała sie z nią zaprzyjaźnić.
Perypetie uczuciowe Flory na początku są troche zawiłe. Pojawia sie Henry i William. Z tym drugim od początku ją nic nie łączy. Henry natomiast stale jej towarzyszy, przez co Flora zyskuje sobie etykietke "dziewczyny Henry'ego". Dziwne jest natomiast wrażenie które odczuwa podczas spotkań z Charlesem. Jest to de facto jej kuzyn, choć więzy rodzinne bynajmniej nie będą aż tak dużą przeszkodą.
Natomiast postać Anabelli- narzeczonej Charlesa, odzwierciedla fałszywy charakter. Jest to postać typowa- hipokrytka, taka która mówi tylko to, co jest dla niej wygodne.
Zastanawiam sie skąd u autorki wątek chóru? Po przeczytaniu krótkiej dedykacji myślę, że może to być wątek autobiograficzny, albo przynajmniej takowym się inspirowała.

moja ocena: 5/6

niedziela, 6 czerwca 2010

"Trzy tygodnie w Paryżu"


"Alexandra, Kay, Jessica i Maria studiowały w renomowanej Szkole Sztuk Dekoracyjnych w Paryżu. Pod wymagającym, ale troskliwym okiem Anyi Sedgwick rozwijały swoje rozmaite talenty artystyczne w ekscytującej atmosferze szkoły. Choć w czasie studiów łączyła je serdeczna przyjaźń, po dyplomie rozstają się we wrogiej atmosferze i rozjeżdżają w różne strony świata. Zaproszenie do Paryża po latach na obchody osiemdziesiątych piątych urodzin Anyi budzi w każdej z nich mieszane uczucia. Spotykają się jednak i podczas trzytygodniowego pobytu w Paryżu odwiedzają ulubione niegdyś miejsca, odnawiają dawne przyjaźnie, odnajdują młodzieńcze pragnienie przygód i dawne przeczucie nieograniczonych możliwości."

Kiedy zobaczyłam coś z literatury kobiecej z Paryżem w tle, wiedziałam, że muszę przeczytać tę książkę. Każda z czterech kobiet to inna historia, inne problemy a przede wszystkim niedokończone sprawy pozostawione w stolicy Francji. Każda z nich poszukuje czegoś innego, a urodziny Anyi to okazja do konfrontacji nie tylko skłóconych przed laty przyjaciółek, ale także bezpośredniej konfrontacji z własnymi obawami.
Początek mnie nie zachwycił, może szukałam czegoś wiecej, albo nie wystarczająco wczułam się w klimat książki. Jednak od fragmentów związanych z historia Anyi wszystko podobało mi się coraz bardziej. Narracja, kreacja bohaterów. Te historie intrygują. Choć jeśli miałabym wybierać, najbardziej podobały mi się historie Kay i Marii. Trudno napisać, że "są bardziej autentyczne" biorąc pod uwagę, ze ta historia to fikcja. Ale może napiszę, że są bardziej wyraziste. Jessica i Alexa są banalne, a może wynika to ze zbytniej idealizacji. Choć kto tutaj nie jest wyidealizowany? Czytając "Trzy tygodnie w Paryżu" mamy wrażenie, że każdy tu opisany jest piękny, utalentowany i wyjątkowy. W rzeczywistości nikt nie jest idealny, dlatego miło jest przenieść się w miejsce, gdzie jest inaczej. Jednak nawet tu, w Paryżu, problemy istnieją. Choć zakończenie jest w stylu "i wszyscy żyli długo i szczęśliwie" to podoba mi się puenta Anyi (która de facto stała się moją ulubioną bohaterką tej ksiązki) a mianowicie- "Miłość, pomyslała. Nie ma na świecie niczego lepszego. To jedyna rzecz, która się liczy w ostatecznym rozrachunku".
Język jest nieskomplikowany i lekki w odbiorze. Plusem jest też troszkę historii w tle, czytając można dowiedzieć sie paru ciekawych informacji, nie tylko na temat historii Francji. 

moja ocena: 4/6