niedziela, 6 czerwca 2010

"Trzy tygodnie w Paryżu"


"Alexandra, Kay, Jessica i Maria studiowały w renomowanej Szkole Sztuk Dekoracyjnych w Paryżu. Pod wymagającym, ale troskliwym okiem Anyi Sedgwick rozwijały swoje rozmaite talenty artystyczne w ekscytującej atmosferze szkoły. Choć w czasie studiów łączyła je serdeczna przyjaźń, po dyplomie rozstają się we wrogiej atmosferze i rozjeżdżają w różne strony świata. Zaproszenie do Paryża po latach na obchody osiemdziesiątych piątych urodzin Anyi budzi w każdej z nich mieszane uczucia. Spotykają się jednak i podczas trzytygodniowego pobytu w Paryżu odwiedzają ulubione niegdyś miejsca, odnawiają dawne przyjaźnie, odnajdują młodzieńcze pragnienie przygód i dawne przeczucie nieograniczonych możliwości."

Kiedy zobaczyłam coś z literatury kobiecej z Paryżem w tle, wiedziałam, że muszę przeczytać tę książkę. Każda z czterech kobiet to inna historia, inne problemy a przede wszystkim niedokończone sprawy pozostawione w stolicy Francji. Każda z nich poszukuje czegoś innego, a urodziny Anyi to okazja do konfrontacji nie tylko skłóconych przed laty przyjaciółek, ale także bezpośredniej konfrontacji z własnymi obawami.
Początek mnie nie zachwycił, może szukałam czegoś wiecej, albo nie wystarczająco wczułam się w klimat książki. Jednak od fragmentów związanych z historia Anyi wszystko podobało mi się coraz bardziej. Narracja, kreacja bohaterów. Te historie intrygują. Choć jeśli miałabym wybierać, najbardziej podobały mi się historie Kay i Marii. Trudno napisać, że "są bardziej autentyczne" biorąc pod uwagę, ze ta historia to fikcja. Ale może napiszę, że są bardziej wyraziste. Jessica i Alexa są banalne, a może wynika to ze zbytniej idealizacji. Choć kto tutaj nie jest wyidealizowany? Czytając "Trzy tygodnie w Paryżu" mamy wrażenie, że każdy tu opisany jest piękny, utalentowany i wyjątkowy. W rzeczywistości nikt nie jest idealny, dlatego miło jest przenieść się w miejsce, gdzie jest inaczej. Jednak nawet tu, w Paryżu, problemy istnieją. Choć zakończenie jest w stylu "i wszyscy żyli długo i szczęśliwie" to podoba mi się puenta Anyi (która de facto stała się moją ulubioną bohaterką tej ksiązki) a mianowicie- "Miłość, pomyslała. Nie ma na świecie niczego lepszego. To jedyna rzecz, która się liczy w ostatecznym rozrachunku".
Język jest nieskomplikowany i lekki w odbiorze. Plusem jest też troszkę historii w tle, czytając można dowiedzieć sie paru ciekawych informacji, nie tylko na temat historii Francji. 

moja ocena: 4/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz