niedziela, 1 stycznia 2012

Trzy połówki jabłka


 "Losy Teresy, Krzysztofa i Marcina to historia, w której czytelnik odnajdzie cząstkę własnego życia. Przeszłość upomina się o każdego z nas i to w najbardziej nieoczekiwanych momentach. Nie jesteśmy w stanie temu zapobiec, ale możemy się z naszą przeszłością zmierzyć. Teresa – główna bohaterka książki, kobieta po trzydziestce – ma pracę, męża i dwójkę dzieci. Jest szczęśliwa, jednak czasami zastanawia się, czy z kimś innym jej życie nie byłoby ciekawsze. Kiedy pewnego dnia spotyka Marcina, swoją młodzieńczą miłość, staje przed trudnym wyborem: spróbować życia z dawnym ukochanym i przekreślić ostatnie dziesięć lat czy być wierną żoną i zmagać się z ciągłym uczuciem niespełnienia? "


Książka Kozłowskiej… życiowa historia- niby nic specjalnego. Na jednej szali miłość sprzed lat, na drugiej rodzina. W bibliotece przed wypożyczeniem książki staram się czytać krótkie opisy z tyłu. Gdybym nie słyszała o pisarstwie Antoniny Kozłowskiej, zapewne nie sięgnęłabym po „Trzy połówki jabłka”. Wina tematyki- daleko mi jeszcze do takich problemów jak te zawarte w treści. Ale na całe szczęście- słyszałam. I dzięki temu przeżyłam dwa, czy trzy dni pochłonięta- nie spodziewając się, że w tych wszystkich pozytywnych opiniach nie ma ni krzty przesady. 
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy (znając już trochę autorkę z jej internetowego bloga)- wątki autobiograficzne. Znalazłoby się tu tego sporo...Gdzieś, ktoś zastanawiał się czy autorka przypadkiem nie spisała swojej historii. I szczerze mówiąc mnie też to zastanawia :) Może właśnie dlatego Teresa jest tu najbardziej realną postacią. Cała reszta- Marcin, Krzysiek, Paula- jakby trochę oderwani od rzeczywistości. Przykładowo- Krzysiek, który wie, ze coś jest nie tak, ale do końca to on woli jednak nie wiedzieć. A tak, żeby nie psuć małżeństwa... Jakoś nie wyobrażam sobie takiej postawy u człowieka, który podejrzewa, że żona go zdradza. "Mało życiowy"- o tak. 
Jeśli chodzi o język- bez zarzutu. Właściwie od początku do końca czytało się świetnie; niezależnie od tego czy był to późny wieczór, czy wczesny ranek.
Lubię też gdy jakaś historia ma motyw muzyczny, ten który zdaje się przewodni. Autorka pozornie mimochodem wspomina o  jednym utworze, który idealnie wpasowuje się w atmosferę relacji na linii Teresa- Marcin. Tu mogę bez problemu mieć podzielną uwagę- słuchać „Rhinoceros” The Smashing Pumpkins (gdyż właśnie o tym motywie mowa) oraz spokojnie czytać.
Taką literaturę mogę sklasyfikować jako „babskie czytanie” ale nie doszukujcie się tu lekceważenia z mojej strony. Po prostu uważam, że dla kobiet (powiedzmy, że w prawie każdym wieku) to idealny umilacz czasu, a co do mężczyzn- sądzę, że problemy Teresy nie wielu z nich by zainteresowały. 

moja ocena: 5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz